Lekcja zaufania

Przez praktycznie całe moje życie cierpiałam na migreny. Zaczęły się w okresie dorastania. Dało się z nimi żyć: ataki zdarzały się raz na 1- 3 miesiące.
W trakcie drugiej ciąży moje migreny przybrały na sile, co zdaniem lekarzy było całkowicie normalne: zmiany hormonalne sprzyjają migrenom. Pocieszono mnie, że często mija to po pierwszym trymestrze. Nie minęło. Moja ciąża to była jedna długa migrena. Po porodzie niestety nie było lepiej: chroniczny brak snu oraz zmęczenie skutecznie doprowadziły do stanu w którym zwykła migrena przekształciła się w migrenę chroniczną. Atak trwał 1-3 miesięcy, potem tydzień przerwy i znowu. I tak cały czas. Neurolog orzekł, że niestety tak bywa, że migreny przekształcają się w taki sposób i musze z tym żyć. Przepisał mi kolejne tabletki. Po dwóch latach mój żołądek zaczął być w opłakanym stanie. Bóle żołądka po każdej następnej tabletce były nieuniknione. Zaczęłam szukać innych sposobów: masaże, terapie, zioła. Jednocześnie wiele osób modliło się o uleczenie dla mnie. Mój mąż się modlił, ja się modliłam. Ale niewiele się zmieniało. Próbowałam kolejnych rzeczy. W końcu zioła zaczęły troszkę pomagać, częstotliwość migren zmniejszyła się do jednej na tydzień, potem na dwa tygodnie. Ucieszyłam się, że w końcu znalazłam sposób! Że teraz już będzie lepiej. Do dnia, w którym po kolejnej kapsułce z ziołami, po kolejnej herbatce wrócił ból żołądka. Nie było wyjścia, musiałam odstawić wszystko: tabletki, zioła. Nie było już właściwie niczego czego mogłam spróbować by wygrać z bólem.
Wtedy właściwie mnie uderzyło co się działo. Ja wiedziałam, że Bóg może uleczyć wszystko. Wierzyłam w to. Wiedziałam, że dzisiaj dzieją się cuda w różnych miejscach i Bóg działa w niesamowity sposób. Wierzyłam również, że Bóg może mnie uleczyć jeśli tylko chce. Modliłam się o to. A jednocześnie to ja chciałam kontrolować sytuację. Ja sama chciałam się tym zająć. Sama sobie chciałam zawdzięczać znalezienie sposobu. Nie umiałam w żaden sposób oddać kontroli w Jego ręce. Ja sama, ja sama, ja sama…
W końcu, gdy wiedziałam, że następnego dnia muszę zostawić wszystko: leki, zioła, zrozumiałam, że Bóg nie oczekuje ode mnie pomocy w leczeniu, ale zaufania, że to On ma kontrolę również nad tym. Przypomniał mi się też pewien fragment z Biblii:

„Dlatego, abym nie unosił się pychą, w moim ciele doświadczam słabości. Została mi ona dana jako wysłannik szatana, który mnie policzkuje, abym nie unosił się pychą. Dlatego trzykrotnie zwróciłem się do Pana z prośbą, aby oddalił ją ode mnie. Pan jednak mi odpowiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem doskonali się w słabości”. Wolę więc chlubić się raczej moimi słabościami, aby zstąpiła na mnie moc Chrystusa.”
[2Kor 12:7-9]

Wystarczy Ci mojej łaski… Otrzymałam od Boga więcej niż mogłam sobie wymarzyć: mam wspaniałego męża, dwie córki. Mam życie wieczne. Nie martwię się o dzień jutrzejszy, nie boję o własne życie. On kontroluje wszystko.
Następnego dnia oddałam sprawę Jemu, całkowicie. „Jeśli taki masz plan to zabierz ode mnie ten ból, jeśli jednak masz inne plany to daj mi sił bym wytrwała”.
Od tego dnia żyję bez bólu. Bez tabletek, bez ziół, bez masaży. Za to z sercem, które ufa że mój Ojciec ma dla mnie najlepszy plan na życie, że On zawsze ma pod kontrolą nawet najdrobniejszy szczegół mojego życia.

Monika – Wrocław 2018