Życie na krawędzi… rozpadu

„Wierzący niepraktykujący”, tak można by opisać moje życie w wieku nastoletnim. Kiedy wszedłem w dorosłość zostało już tylko „niepraktykujący”. Nie praktykowanie połączone z trudnym dzieciństwem i rodzinnymi dysfunkcjami doprowadziło mnie do miejsca, w którym próbowałem się jakoś odnaleźć w szarej, komunistycznej rzeczywistości lat 80-tych. Ostatecznie jedynym sensem było korzystanie z życia. Korzystałem więc na studiach ile się dało.

Wtedy poznałem moją przyszłą żonę. Po dwóch latach znajomości był ślub i przekonanie, że nasze małżeństwo będzie cudowne. Po pół roku małżeństwo stanęło na krawędzi rozpadu. Emigracja tylko pogorszyła sprawę i pewnie nie bylibyśmy dzisiaj razem gdyby Bóg nie użył wtedy paru osób, które mówiły mi o chrześcijaństwie jakiego nie znałem wcześniej. Nie zgadzałem się z nimi, ale coś mi w nich imponowało. Byli spokojni, uprzejmi, łagodni, cierpliwi.

Pewnego dnia postanowiłem udowodnić im, że są w błędzie ze swoim dziwnym pojmowaniem chrześcijaństwa. Po raz pierwszy w życiu otworzyłem Nowy Testament aby trochę poczytać. Z kart tej Bożej księgi życia wyłonił się obraz Jezusa, jakiego wcześniej nie znałem. Dotąd Jezus był bardziej wytworem mojej wyobraźni i zlepkiem historii, o których gdzieś tam kiedyś słyszałem. Teraz zacząłem widzieć, że jest kimś zupełnie innym, i że Boże standardy są tak wysokie, że ja jako grzesznik nie jestem w stanie do nich dosięgnąć. Zacząłem rozumieć, że Jezus oddał za mnie swoje życie na krzyżu aby sprostać Bożym standardom i umożliwić mi jednocześnie inne życie. Zrozumiałem, że nie jestem w stanie zasłużyć sobie na zbawienie, że ono jest Bożym łaskawym darem dla każdego grzesznika, który wyzna przed Bogiem swoją grzeszność. Pewnego jesiennego wieczoru padłem na kolana i przyjąłem Boży dar życia. Ewangelia według św. Jana określa to jako „nowe narodzenie” (3:3).

Jesteśmy z żoną małżeństwem od 30 lat, mamy czterech wspaniałych synów i nie możemy się nadziwić jak Bóg potrafi zmienić życie, nawet takie, które było na krawędzi.

Mirek